Eutanazja w Holandii. Kiedy śmierć jest lepsza niż ból
Na
temat eutanazji w Holandii krąży wiele mitów. Nieludzki kraj. Brak
szacunku do życia. Zabijają starych ludzi. Eutanazja na zawołanie. Nie
podoba ci się życie, dzwonisz po lekarza i następnego dnia już cię nie
ma.
Mity zostawmy na boku, przyjrzyjmy się faktom.
Dwa ważne słowa: ondraaglijk (nie do
zniesienia, nieznośny) oraz uitzichtloos (bez szans na poprawę). Tylko
jeśli cierpienie pacjenta spełnia te dwa warunki, można w Holandii
domagać się eutanazji. Oprócz tego spełnionych musi być jeszcze pięć
innych warunków. Kto uważa, że w Holandii eutanazji dokonuje się ot tak,
ten się myli.
Zanim w kwietniu 2002 roku zapisy ustawy,
regulującej kwestię eutanazji, weszły w życie w Holandii od lat toczyła
się dyskusja na ten temat. Debata trwa po dziś dzień, choć trzeba
przyznać, że jej temperatura jest dużo niższa. Etap ideologicznej,
religijnej i emocjonalnej wojny na słowa Holendrzy mają za sobą. Dziś w
Holandii o końcu życia mówi się w rzeczowy, pragmatyczny sposób. Dla
obserwatorów z zewnątrz ton może być szokujący.
W tym sensie różnica pomiędzy polską a holenderską debatą na ten
temat jest uderzająca. W Polsce w sekundę po tym, jak padnie słowo
„eutanazja”, dyskusja toczy się o bogu, prawie do samostanowienia i
innych wielkich, abstrakcyjnych kwestiach. We współczesnej Holandii,
pragmatycznej do bólu, mówi się o medycznych, psychicznych i społecznych
aspektach eutanazji.
Holandia była pierwszym krajem na świecie, który kwestie eutanazji uregulował w specjalnej ustawie.
Dokładnie rok przed wejściem w życie ustawy o eutanazji (1.04.2002), w
Holandii zaczęło obowiązywać prawo zezwalające na śluby osób tej samej
płci. Również pod tym względem Holandia była pierwszym krajem na
świecie, dającym prawo do ślubu osobom homoseksualnym.
Obecnie ustawy regulujące eutanazję funkcjonują w kilku krajach UE
(Szwajcarii, Belgii i Luksemburgu) ora paru amerykańskich stanach, a
legalizacja związków homoseksualnych staje się powoli standardem w
wysoko rozwiniętych krajach Zachodu (oczywiście nie w Polsce).Cały proces poprzedzający ewentualną eutanazję jest w Holandii szczegółowo opisany. „W przypadku eutanazji lekarz podaje pacjentowi śmiertelną dawkę środków w celu zakończenia nie dającego się znieść (ondraaglijk) cierpienia bez szans na poprawę (uitzichtloos)”, napisano na rządowej stronie, poświęconej tej kwestii. „Także pomoc lekarza przy zakończeniu życia przez pacjenta (kiedy to pacjent sam zażywa prowadzące do śmierci środki) regulowana jest przez ustawę nt. eutanazji”.
W ustawie znalazł się zapis, mówiący o tym, że lekarz może dokonać eutanazji wyłącznie jeśli spełnionych zostanie 6 warunków. Niespełnienie choćby jednego z nich oznaczać może bardzo poważne problemy dla lekarza (z karą więzienia do 12 lat włącznie).
Oto te warunki:
• Lekarz jest przekonany, że prośba pacjenta o dokonanie eutanazji jest dobrowolna i została głęboko przemyślana.
• Cierpienie pacjenta jest nie do zniesienia i bez szans na poprawę (wspomniane dwa słowa: ondraaglijk oraz uitzichtloos)
• Lekarz poinformował pacjenta na temat jego sytuacji oraz perspektyw (lub ich braku) na wyleczenie
• Pacjent i lekarz doszli do wniosku, że dla pacjenta nie ma żadnego innego sensownego rozwiązania
• Lekarz zwrócił się do co najmniej jednego, niezależnego lekarza, który zbadał pacjenta. Ten inny lekarz złożył następnie pisemne oświadczenie na temat sytuacji pacjenta.
• Lekarz przeprowadził eutanazję lub pomógł pacjentowi w samodzielnym zakończeniu życia w prawidłowy sposób z medycznego punktu widzenia.
Lekarze w Holandii nie są zobowiązani do przeprowadzania eutanazji, zaś pacjenci, z prawnego punktu widzenia, nie posiadają „oficjalnego prawa” do eutanazji. Mówić powinno się powinno nie tyle o „prawie do eutanazji”, co o „możliwości eutanazji”.
W Holandii nie ma czegoś takiego jak „śmierć na zawołanie” czy „ponieważ życie mi się znudziło”, jak przekonują niektórzy. Osoba domagająca się pomocy w zakończeniu życia musi być poważnie i nieuleczalnie chora, a cierpienie musi być wyraźne i intensywne. Poza tym decyzję poprzedzają rozmowy z lekarzem oraz zaciągnięcie opinii innego lekarza.
Ot tak, popełnię sobie eutanazję, bo mam akurat doła… - nie, to nie działa w ten sposób.
Na terenie Holandii funkcjonują regionalne
komisje, zajmujące się oceną postępowania lekarzy, którzy przeprowadzili
eutanazję. W każdej z komisji zasiada co najmniej jeden lekarz, jeden
etyk i jeden prawnik. Co roku komisje piszą raport, w którym prezentuje
się informacje na temat ilości przeprowadzonych w danym regionie
eutanazji, ich charakteru, przyczyn oraz ewentualnych nieprawidłowości.
Na stronie komisji (euthanasiecommissie.nl/oordelen) przeglądać można
raporty, dotyczące poszczególnych przypadków. Dane osobowe zostały z
nich usunięte, ale w specjalnej wyszukiwarce możemy wybrać przedział
wiekowy pacjenta, rodzaj choroby i rok w którym dokonano eutanazji.Lektura tych dokumentów nie jest przyjemna, szczególnie jeśli wybierzemy niski przedział wiekowy (np. w przedziale 30-39 znajduje się 13 raportów). W każdym z tych raportów znajdziemy szczegółowy opis choroby, prób walki z chorobą oraz informacje, pozwalające ustalić, czy cierpienie danej osoby faktycznie było „nie do wytrzymania” i „nie do zatrzymania”. Następnie znajdziemy dane, dotyczące tego jak często dana osoba zgłaszała chęć dokonania eutanazji, czy były to prośby dobrowolne, jaka była opinia drugiego lekarza i w końcu – opis przeprowadzanie samej eutanazji i opinię komisję, czy lekarz postępował zgodnie z 6 głównymi zasadami.
Znane są też zbiorcze dane ze wszystkich komisji z 2011 roku. W ciągu 12 miesięcy 2011 roku w Holandii dokonano 3,695 aktów eutanazji. Oznaczało to wzrost o 18 procent w porównaniu z 2010 r. Jedynie w przypadku czterech przypadków regionalne komisje orzekły, że lekarz nie spełnił wszystkich sześciu warunków zapisanych w ustawie.
Oznacza to, że 99,9 % eutanazji zostało w Holandii w 2011 roku przeprowadzonych w „prawidłowy” sposób – w opinii regionalnych komisji.
Jak już napisaliśmy, również w Holandii debata na temat eutanazji trwa nadal. W ostatnich miesiącach w niderlandzkich mediach dyskutowano często kwestię eutanazji w przypadku osób cierpiących na demencję. Czy choroba ta spełnia warunki bycia uitzichtloos i ondraaglijk? Czy osoby już dementujące są w stanie podjąć świadomą i dobrowolną decyzję?
To tylko kilka z pytań, na które Holendrzy, od zwykłych obywateli po lekarzy i polityków, udzielają różnych odpowiedzi.
A takich kontrowersyjnych, trudnych przypadków jest i będzie więcej. Holenderskie społeczeństwo się starzeje, a dzięki służbie zdrowia na wysokim poziomie życie nieuleczalnie chorych, cierpiących ludzi można znacznie wydłużyć. W pewnym sensie dyskusja o eutanazji jest dziś w Holandii na drugim planie, a o wiele bardziej palącą kwestią jest sprawa opieki paliatywnej, długotrwałego utrzymywania przy życiu śmiertelnie chorych. Odłączyć babcię od aparatu czy nie? – mówiąc brutalnie.
Kto myśli, że w Polsce odrzucając sam pomysł dyskusji o
eutanazji, nie mamy do czynienia z tymi bolesnymi dylematami, ten się
myli. Również w Polsce lekarze, rodzina czy sami pacjenci
decydują codziennie o życiu i śmierci, podejmując decyzje o kontynuacji
lub rezygnacji z podtrzymywania kogoś lub siebie przy życiu. Dziwi
jedynie to, że tak wiele osób, odrzucających z przyczyn moralnych czy
religijnych prawo do eutanazji (nie można samemu decydować o życiu,
darze bożym!), nie ma takich zastrzeżeń w przypadku rezygnacji z dalszej
intensywnej opieki. A to przecież również oznacza decyzję o
przyspieszeniu własnej czy czyjejś śmierci.A takich kontrowersyjnych, trudnych przypadków jest i będzie więcej. Holenderskie społeczeństwo się starzeje, a dzięki służbie zdrowia na wysokim poziomie życie nieuleczalnie chorych, cierpiących ludzi można znacznie wydłużyć. W pewnym sensie dyskusja o eutanazji jest dziś w Holandii na drugim planie, a o wiele bardziej palącą kwestią jest sprawa opieki paliatywnej, długotrwałego utrzymywania przy życiu śmiertelnie chorych. Odłączyć babcię od aparatu czy nie? – mówiąc brutalnie.
- Pozwólcie mi iść do domu Ojca – powiedział Jan Paweł II na łożu śmierci, nakazując zaprzestanie dalszych prób (być może sztucznego) podtrzymywania przy życiu.
W myśl zasady: jeśli dalsze życie ma być jedynie pasmem cierpień, każdy ma prawo sam zdecydować, czy tego chce czy nie.
Czy do śmierci dojdzie w wyniku niepodejmowania dalszych prób utrzymania organizmu przy życiu czy w efekcie podania środków przyspieszających koniec – to, zdawałoby się, jedynie kwestia techniczna.